wtorek, 18 lutego 2014

nie ma śmiechu

w wieczór przedwalentynkowy córka doznaje olśnienia:
- ooooo, a ja nie mam nic dla Marcela!
rychło w czas...
ale co tam, kupi się lizaka serduszko i będzie ok,
okazuje się jednak, że serduszko w rozmiarze innym niż XXXL wcale nie tak łatwo jest
u nas znaleźć,
- kupimy zwykłego i też będzie dobrze - śmieje się Mąż,
na co Walentynka reaguje oburzeniem:
- zwykłego? jak to zwykłego? a gdzie tu symbol miłości???
........

ostatecznie lizak w pożądanym kształcie i rozmiarze się znalazł,
córka poszła do szkoły szczęśliwa,
wróciła jeszcze szczęśliwsza z lizakiem od Marcela, tyle że odrobinę większym,
czego ten nie omieszkał jej wypomnieć....

ach, te emocje....

czwartek, 2 stycznia 2014

biedroneczka

w momencie największego wysypu miała,
na samych tylko pleckach, 83 kropki.

ospy nie przechodzilismy do tej pory ani Mąż, ani ja,
czekamy więc,
może być wesoło hihi :)

piątek, 20 grudnia 2013

jak pracujemy na świąteczne wspomnienia córki...

wielu z nas, wychowanych w ciężkich czasach prl-u, 
zastanawia się czasami co nasze dzieci zapamiętają ze świąt,
że my, mimo wszytko, mieliśmy lepiej,
że chociaż bywało skromnie, to znalismy tylko taką rzeczywistość i było ok,
braki nadrabiali ludzie, nastrój świąteczny, intensywne zapachy i smaki,
że nasze dzieci mają wszystkiego aż nadto, a jednak nie umieją sie cieszyć.

i choć z grubsza się z tym zgadzam to jednak trochę sie buntuję

bo na wspomnienia naszych dzieci pracujemy między innymi my, rodzice,
i muszę powiedzieć, że ja pracuję wyjątkowo ciężko, zwłaszcza w wigilię,
wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki wyruszamy z domu,
elegancko wyszykowani,
ja obowiązkowo w co najmniej dziesięciocentymetrowych szpilkach
(wspominam o nich, bo to kluczowy element akcji),
zamykamy za sobą drzwi, po czym robię efektowny w tył zwrot
i pod pretekstem sprawdzenia czy światła pogaszone/gaz zakręcony/żelazko wyłączone etc.
wracam do domu
- po czym lecę (w tych szpilkach) po taboret,
- sięgam do pawlacza,
- wyciągam pudła i pudełeczka,
- zeskakuję z taboretu (!),
- z pudłami pomykam pod choinkę,
- nadgryzam pierniki dla Mikołaja,
- wypijam mleko (szybko, szybko),
- marchwi dla renifera już nie podołam, śmigam ją przez balkon,
- odsuwam firankę, przestawiam krzesła,
- rzucam czapkę Mikołaja na gałązki choinki (zgupił, gapa)
- zgarniam rysunek-podarek, wrzucam go  do pawlacza (z taboretu oczywiście)
- i cała mokra wybiegam
(a wszystko to w szpilkach, ha!),
mrugam do Męża informując go donośnie,
że i owszem, wszystko wyłączone (choć teraz to już głowy za to nie dam),
On w tym czasie stawił czoła setkom pytań czemu jeszcze nie ma mamy?
i czy mogę iść do mamy? i wreszcie ja chcę do maaamy!!
i już możemy ruszać i tworzyć kolejne tradycje,

żeby jak co roku stwierdzić, że warto było, bo mina dziecka na widok spustoszeń poczynionych przez Mikołaja i renifery - bezcenna :)

piątek, 13 grudnia 2013

co to ja chciałam...?

już wiem
pozbierać okruszki codzienności z ostatnich miesięcy

1. kiedy miała przytulaśny nastrój
- mamo? poprzytulamy się jak dwa makaronki sklejone w zupie?

2. kiedy miała kryzys czytelniczy a przed spaniem, po jedzeniu, 
    musiała być jak nadłużej w pionie z powodu refluksu
- a będę mogła leżeć? na leżąco łatwiej mi sie nudzić jak czytasz....

3. kiedy mówię, że pójdziemy na cmentarz
- to tam na labirynty?

4. kiedy nie wierzy rodzicom a musi zostawić na chwilę komputer z otwartą grą
- tylko mi tego nie krzyżuj!

5. kiedy ryczy nie wiedzieć czemu i cieżko z nią wytrzymać
 - Daria! drugi raz ryczysz dziś nie wiadomo czego!
- nieee!!! trzeeeeci....

6. kiedy wie, że i tak sie nie zgodzę
- szkoooooda, że dzisiaj nie będzie bagietek czosnkowych...
- dlaczego?
- bo zaraz powiesz, że już późno... i że będę kaszleć w nocy....
- no właśnie, czyli wszystko jasne
- ale maaaamooooo!!!! ja chcę bagietkę!!!!

to do zobaczenia za kolejne 3 miesiące ;)

piątek, 6 grudnia 2013

cóż to dla mistrzunia?

na stronie kolorowanki widnieje wielka litera A,
pod literą rysunki przedmiotów rozpoczynajacych się od tejże,
początkowo nazywanie idzie gładko
- arbuz, agrafka....
po chwili jednak słyszę dukanie
- hy... haaa... aaa...armonia,
akordeon -  poprawiam,
i jak zwykle ubaw mamy gotowy :)

wtorek, 10 września 2013

zawsze była pyskata

ale teraz to już przechodzi samą siebie

przeskrobała coś
zamierzam więc wygłosić mowę na temat jej karygodnego zachowania
robię wdech i zaczynam:
- Daria! wiesz co? .....
- nawijaj! - przerywa mój wywód, zanim zdążyłam go rozpocząć...

(... i jeszcze ten cudownie szczery, szczerbaty uśmiech :))

poniedziałek, 9 września 2013

grochem o ścianę (garażu)

- mamo, to ja idę na podwórko!
- idź, tylko tak żebym cię widziała, nigdzie nie odchodź, kolacja prawie gotowa, 
- dobrze.

powiedziała i poszła, a ja sobie patrzę
i co widzę?
przeszła przez plac zabaw,
przemaszerowała parkingiem
i zniknęła za garażami.

nie zawahała ani przez moment,
nie obejrzała, nic w tej małej głowie nie drgnęło,
po prostu, zwyczajnie mnie olała.

...

czwartek, 25 lipca 2013

mamo, chcesz zobaczyć auto?

- chcę
- to patrz



















* tak było 2 miesiące temu; teraz autko ma już kapcie i wgnieciony dach ;) brum brum

środa, 12 czerwca 2013

jak przeciąg...

ziuuuuu
i nie ma, poleciała,
nawet drzwi za sobą nie zamknęła,
- tam, zobacz, mamo, zobacz, jest już Oliwka, i Karolina, i Madzia,
i nawet Patryk i Tomek. to ja idę, pa! 
no pa, pa,
załomotała piętami na schodach, jak wicher przeleciała przez plac
i wsiąkła,
wczoraj ściągnęłam ją ledwo żywą,
ciemniało prawie,
ipody, iphony i kinecty im niepotrzebne kiedy są razem,
bo na naszym blokowisku, to na ten przykład,
obecnie Gąski, gąski do domu rządzi,
aż miło popatrzeć, jak grupa smarkaczy w przedziale wiekowym,
tak na oko, 5-15 lat, angażuje się we wspólną zabawę
- boimy się!!!
- czego?
- wilka złego!!!

aż mi się gęba śmieje do wspomnień
muszę ją jeszcze nauczyć jak się gra w dupę biskupa
to będzie hit,
bankowo :)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

prezent od dziecka na dzień dziecka

Daria od soboty śpi sama w swoim pokoju,
taaaak, wiem, najwyższy czas był,
ale nie żałuję, że tak późno, bo obyło się bez szarpaniny i płaczu.
w grę weszło przekupstwo, na które wcześniej była głucha,
niepedagogicznie, za to bezstresowo,
a o obiecanym (po okresie próbnym) prezencie na razie nie wspomina,
za to jest dumna i wreszcie wyspana.

hmmm
gorzej ze mną, smutno mi i pusto wieczorami,
dobrze, że Mąż mnie do pionu ustawia,
bo gotowam ją w nocy cichutko przenosić z powrotem...