poniedziałek, 15 września 2014

lista osobista

lekcje zrobione...
... co już samo w sobie może stanowić niezły temat na wpis,
bo pierwszoklasistka pała powalającym wręcz entuzjazmem,
kiedyś pisałam o tym jak je, o tu
to teraz wystarczy tylko zamienić widelec na ołówek i mamy gotowy obrazek :)

dziś nie o tym jednak

zatem lekcje zrobione,
aura nie sprzyja wyjściom,
leżymy sobie i słuchamy muzyki,
a lubimy się tak zasłuchać, oj lubimy, ostatnio tym:

1. Lao Che - Hydropiekłowstąpienie
2. Domowe Melodie - Zbyszek
3. Mika - Grace Kelly
4. Jona Lewie - Stop The Cavalry
5. Belle Sebastian - I Want The World To Stop
6. Bob Saker - How Little We Learn Of Love
7. Karmin - Look At Me Now
8. Kowalski - Marian
9. My Little Pony - Mija zima
10. Turbo - Późno już
11. Marc Almond - The Desperate Hours
12. Koniec Świata - Oranżada
13. Clostekeller - Władza
14. Ania Broda - La la li li

i na koniec taaadaaaam:
15. Rada Puchaczy

miło tak sobie leżeć?
miło

kolejność przypadkowa, wszystkie są najulubieńsze,
i jeszcze duuuużo innych.....

środa, 20 sierpnia 2014

fajnie jest

codzienność z Córką nigdy nie jest zwyczajna,
nie zamieniłabym jej na nic innego;

żadne spokojne popołudnie z książką i kieliszkiem wina,
ani noc przespana w całości w swoim łóżku,
nie dadzą mi tego co daje mi Ona -
mały Kocmołuch - wracający wieczorem z podwórka,
ze stopami jak święta ziemia i łapami tak zimnymi, że ciarki przechodzą,
Mądralińska - ripostująca moje wywody krótkim przeczytałaś to czy sama wymyśliłaś?
czy mała Dziewczynka budząca się w nocy po strrrrasznych opowieściach podwórkowych,
tak koniecznie i natychmiast potrzebująca się przytulić do mamy.

nic nie zastąpi mi wołania pod oknami mamooo/tatoooo rzuć mi kanapkę!!!!
ani podsłuchanych rozmów z koleżeństwem, które naprowadza tabunami do domu,
a my siedząc w kuchni i zapewniając im katering,
chichoczemy z uciechy, tylko tak żeby malolaty nie słyszały.

---------------------------
podczas jednej z zabaw w chowanie i odnajdywanie w domu i na balkonie(!)
petszopków, uslyszelismy razu pewnego kłótnię dziewczyn:
- spadnie! - panikowała Daria
- nie spadnie! naprawdę! nie wchodź na balkon, bo wszystko zobaczysz! - 
broniła wstępu koleżanka
- ale spadnie! pokaż mi! - nie ustępowała, coraz bardziej wkurzona, Córka
(właścicielka zabawek)
- nie możesz zobaczyć, ale nie spadnie, nie wchodź!!
i gdy miałam wrażenie, że zaraz dojdzie do rękoczynów, wtrącił swoje trzy grosze kolega,
który też w zabawie uczestniczył, ale dotąd zachowawczo się nie odzywał
(i lepiej żeby tak zostało):
- to znacy.... jest mała sansa.... ze spadnie.....
a niech to licho, o malo nie spadłam z krzesła, trzeba było słyszeć ten spokój w jego głosie :)
potem, oczywiście, działy się znacznie ciekawsze rzeczy, ale tego już nie sposób
opisać słowami innymi, niż te używane w komiksach z rodzaju
TRRRACH!!!! BAMMM!!! BUMMMM!!!

więc tak,
fajnie jest :)

wtorek, 10 czerwca 2014

czym pachną wspomnienia?...

ostatnio jestem w melancholijnym nastroju i łatwo się rozklejam,
ale żeby nie było, że tylko na smutno, zdarza mi się wzruszyć z radości,
tych najmilszych doznań dostarcza mi Córka;

zajadając się niedawno kanapką z domowym,
własnoręcznie przeze mnie zrobionym (ha! jak to dumnie brzmi), pasztetem,
ku naszej uciesze, poleciała takim rymem:
- pachną mi świętami
  paszteciki mamy...

chlip! chlip!  :)

niedziela, 6 kwietnia 2014

nie mogę sie doczekać...

...ciepła tej wiosny,
znów jeździć na wieś,
chodzić od rana do wieczora boso, w stroju kąpielowym,
pić zimne piwo z kieliszka do szampana,
jeść skrzydełka i bagietki z grilla,
słuchać wesołego pokrzykiwania dzieci, plusku wody w basenie
i brzęczenia pszczół w wiśniach i jabłoniach,
puszczać bańki mydlane i rysować kredą esy-floresy na chodniku,
jeść arbuza nic sobie nie robiąc z soku ściekającego po brodzie,
myć ręce w zimnej wodzie ze studni,
patrzeć ze stoickim spokojem na dziecko brudne od czubka nosa po koniuszki pięt,
spotykać się z sąsiadami przez dziurę w siatce,
siedzieć w zimne wieczory przy kominku,
chłonąć
i smakować
śmiać się
i żyć

-------------
jeszcze o zmaganiach z nauką pisania:
Córcia rozwiązuje (ha! ale zaszalałam ) krzyżówkę,
ma wpisać LABORATORIUM, problem pojawia się przy U,
trzeba sobie przypomnieć jak U wygląda, mruczy więc pod nosem:
- d...u...p...a...
i już jest w domu.

wtorek, 18 lutego 2014

nie ma śmiechu

w wieczór przedwalentynkowy córka doznaje olśnienia:
- ooooo, a ja nie mam nic dla Marcela!
rychło w czas...
ale co tam, kupi się lizaka serduszko i będzie ok,
okazuje się jednak, że serduszko w rozmiarze innym niż XXXL wcale nie tak łatwo jest
u nas znaleźć,
- kupimy zwykłego i też będzie dobrze - śmieje się Mąż,
na co Walentynka reaguje oburzeniem:
- zwykłego? jak to zwykłego? a gdzie tu symbol miłości???
........

ostatecznie lizak w pożądanym kształcie i rozmiarze się znalazł,
córka poszła do szkoły szczęśliwa,
wróciła jeszcze szczęśliwsza z lizakiem od Marcela, tyle że odrobinę większym,
czego ten nie omieszkał jej wypomnieć....

ach, te emocje....

czwartek, 2 stycznia 2014

biedroneczka

w momencie największego wysypu miała,
na samych tylko pleckach, 83 kropki.

ospy nie przechodzilismy do tej pory ani Mąż, ani ja,
czekamy więc,
może być wesoło hihi :)

piątek, 20 grudnia 2013

jak pracujemy na świąteczne wspomnienia córki...

wielu z nas, wychowanych w ciężkich czasach prl-u, 
zastanawia się czasami co nasze dzieci zapamiętają ze świąt,
że my, mimo wszytko, mieliśmy lepiej,
że chociaż bywało skromnie, to znalismy tylko taką rzeczywistość i było ok,
braki nadrabiali ludzie, nastrój świąteczny, intensywne zapachy i smaki,
że nasze dzieci mają wszystkiego aż nadto, a jednak nie umieją sie cieszyć.

i choć z grubsza się z tym zgadzam to jednak trochę sie buntuję

bo na wspomnienia naszych dzieci pracujemy między innymi my, rodzice,
i muszę powiedzieć, że ja pracuję wyjątkowo ciężko, zwłaszcza w wigilię,
wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki wyruszamy z domu,
elegancko wyszykowani,
ja obowiązkowo w co najmniej dziesięciocentymetrowych szpilkach
(wspominam o nich, bo to kluczowy element akcji),
zamykamy za sobą drzwi, po czym robię efektowny w tył zwrot
i pod pretekstem sprawdzenia czy światła pogaszone/gaz zakręcony/żelazko wyłączone etc.
wracam do domu
- po czym lecę (w tych szpilkach) po taboret,
- sięgam do pawlacza,
- wyciągam pudła i pudełeczka,
- zeskakuję z taboretu (!),
- z pudłami pomykam pod choinkę,
- nadgryzam pierniki dla Mikołaja,
- wypijam mleko (szybko, szybko),
- marchwi dla renifera już nie podołam, śmigam ją przez balkon,
- odsuwam firankę, przestawiam krzesła,
- rzucam czapkę Mikołaja na gałązki choinki (zgupił, gapa)
- zgarniam rysunek-podarek, wrzucam go  do pawlacza (z taboretu oczywiście)
- i cała mokra wybiegam
(a wszystko to w szpilkach, ha!),
mrugam do Męża informując go donośnie,
że i owszem, wszystko wyłączone (choć teraz to już głowy za to nie dam),
On w tym czasie stawił czoła setkom pytań czemu jeszcze nie ma mamy?
i czy mogę iść do mamy? i wreszcie ja chcę do maaamy!!
i już możemy ruszać i tworzyć kolejne tradycje,

żeby jak co roku stwierdzić, że warto było, bo mina dziecka na widok spustoszeń poczynionych przez Mikołaja i renifery - bezcenna :)

piątek, 13 grudnia 2013

co to ja chciałam...?

już wiem
pozbierać okruszki codzienności z ostatnich miesięcy

1. kiedy miała przytulaśny nastrój
- mamo? poprzytulamy się jak dwa makaronki sklejone w zupie?

2. kiedy miała kryzys czytelniczy a przed spaniem, po jedzeniu, 
    musiała być jak nadłużej w pionie z powodu refluksu
- a będę mogła leżeć? na leżąco łatwiej mi sie nudzić jak czytasz....

3. kiedy mówię, że pójdziemy na cmentarz
- to tam na labirynty?

4. kiedy nie wierzy rodzicom a musi zostawić na chwilę komputer z otwartą grą
- tylko mi tego nie krzyżuj!

5. kiedy ryczy nie wiedzieć czemu i cieżko z nią wytrzymać
 - Daria! drugi raz ryczysz dziś nie wiadomo czego!
- nieee!!! trzeeeeci....

6. kiedy wie, że i tak sie nie zgodzę
- szkoooooda, że dzisiaj nie będzie bagietek czosnkowych...
- dlaczego?
- bo zaraz powiesz, że już późno... i że będę kaszleć w nocy....
- no właśnie, czyli wszystko jasne
- ale maaaamooooo!!!! ja chcę bagietkę!!!!

to do zobaczenia za kolejne 3 miesiące ;)

piątek, 6 grudnia 2013

cóż to dla mistrzunia?

na stronie kolorowanki widnieje wielka litera A,
pod literą rysunki przedmiotów rozpoczynajacych się od tejże,
początkowo nazywanie idzie gładko
- arbuz, agrafka....
po chwili jednak słyszę dukanie
- hy... haaa... aaa...armonia,
akordeon -  poprawiam,
i jak zwykle ubaw mamy gotowy :)