wtorek, 22 stycznia 2013

na zakupach


a było tak:
wędrujemy sobie nieśpiesznie między półkami,
i spotykamy znajomych, a jakże, bo gdzie jeśli nie w takim np.: tesco czy biedronce
można ujrzeć najwięcej znajomych twarzy w niedzielne przedpołudnie?
w pewnym momencie stajemy twarzą w twarz z moim eks-ginekologiem,
którego nie widziałam ze sto lat
(eks- wcale nie dlatego, że nie chodzę, ale dlatego, że z mojego osobistego
zrobił się nie wiadomo po co bliskim znajomym Męża,
byłam zmuszona poszukać sobie innego lekarza),
witamy sie więc, cześć, dzień dobry, facet skleja z Młodą żółwika,
jeszcze dwa słowa i każdy odwraca sie w swoja stronę celem kontynuowania
wędrówki, i w tym samym momencie nasze grzeczne, na pozór, dziecko,
gromko oznajmia:
-EJ, NIE ZNAM TEGO KOLESIA

gdybym mogła
zapadłabym się pod ziemię,
i pociągnęła tę wredną małpkę za sobą,

dobrze, że nie słyszał,
wiem to na pewno.

a może słyszał? eee, nie...
a jeśli...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz